sobota, 29 listopada 2014

Spacer po Baden i cudne widoczki :)


Grüezi Kochani! :-)
Wiem, że trochę zaniedbuję bloga, ale mam na to dobrą wymówkę. Od 8 do 18 jestem w pracy i po powrocie do domu wyglądam mniej więcej tak:



Marzę tylko o tym, żeby coś zjeść i się położyć. Moje dotychczasowe życie idealnie oddaje poniższa grafika ;)

Kocham dorosłe życie :-)


Ale dosyć już biadolenia, czas na porcję zdjęć z końca października, kiedy to było jeszcze ciepło i słonecznie :)
Na pierwszy ogień idzie rzeka Limmat, o której wspominałam już wcześniej. Piękne widoczki, idealne miejsce na spacer, fajna trasa biegowa (oczywiście, że jej nie wypróbowałam - patrz: wstęp do tekstu :P )


Nie widać mi twarzy, ale co zrobisz. 


Będąc na spacerze, zaliczyłam chyba wszystkie możliwe parki (wszystkie dwa). Całkiem możliwe, że ten poniżej jest bardziej cmentarzem.


Wędrówkę po mieście zakończyłam na szczycie wzgórza, na którym znajdują się ruiny (niem. Stein) wybudowane przed rokiem 1000, zburzone w 1415 i odbudowane ok. 200 lat później, a następnie zdemolowane w 1712 - lekcja historii ;-)
A tak prezentuje się widok na okoliczne miasteczka: 


A tak prezentuję się ja ze szwajcarską flagą w tle ;)






Nie mogło zabraknąć sweet foci z ręki ;)


I na koniec porcja foteczek na tle miasta - hen hen daleko można dostrzec Alpy.




Na dzisiaj to tyle. Postaram się wrzucać coś częściej, ale będzie to niezwykle trudne :)
CIEKAWOSTKA #3: W Szwajcarii można pić piwo w miejscach publicznych i legalnie ściągać pliki z torrentów. :-)
Pozdro, tschüss, bis bald!
Kasiek :-)

sobota, 15 listopada 2014

Gdzie mieszkam? :)

Grüezi Kochani! :-)
Dzisiaj będzie nieco mniej tekstu, ale za to dużo zdjęć. Pokażę Wam jak wygląda moje nowe miejsce zamieszkania, a wygląda bardzo zacnie (szczególnie w kolorach jesieni)! :)
Zacznę może od mapki, cobyście wiedzieli, gdzie w ogóle mnie wywiało :)

Ennetbaden to mała miejscowość w kantonie Aargau (po polsku zwie się Argowią) na północy Szwajcarii, ok. 30 km od Zurychu. 
Większe miasto (taka Włodawa, ale ładniejsza ;) ), z którym sąsiaduje to Baden, do którego mam 3 minuty piechotką - mieszkam tuż przy rzece Limmat, która oddziela obie miejscowości.


Teraz już wiecie, gdzie urzęduję, znacie trasę, więc możecie mnie śmiało odwiedzać ;-)
Polska wikipedia mówi, że "W mieście znajduje się uzdrowisko z gorącymi źródłami mineralnymi (stąd nazwa miasta - niem. baden - kąpać się) oraz stacja kolejowa Baden. Liczba mieszkańców w 2012 roku wynosiła 18 522.” I TO WSIO.
Więcej informacji o miasteczku można znaleźć na anglojęzycznej stronie lub wikitravel, ale od czego macie mnie? :)
Cytując za wikitravel, połowa miasta jest zdominowana przez kompleksy przemysłowe i biurowce należące do firm Alstom(międzynarodowy koncern zajmujący się infrastrukturą energetyczną i transportową) i ABB (koncern działający m.in. w branży automatyki i energetyki).
Jako ciekawostkę dodam, że chyba co druga poznana przeze mnie osoba jest zatrudniona, w którejś z tych firm :)
Druga połowa miasta to jego stara część, z uroczymi uliczkami, tradycyjną szwajcarską zabudową i ruinami.
Wstęp mamy za sobą, więc teraz porcja foteczek :)
Zacznę od ładniejszej części, czyli starego miasta.





Teraz nad każdą uliczką rozwieszone są kolorowe lampki, które czekają na rozpoczęcie sezonu świątecznego. I ja czekam niecierpliwie razem z nimi, bo na pewno będzie to wyglądać cudnie :)
Rzekę Limmat można przekroczyć w kilku miejscach i prawie każde prezentuje się zacnie. Jednym z nich jest drewniany most Holzbrücke, wybudowany w 13tym wieku.
Tak prezentuje się z zewnątrz:

A taki widok na rzekę mamy ze środka (gdzie śmierdzi starym, wilgotnym drewnem)

<img src="http://rs1img.memecdn.com/no-shit-sherlock_o_850672.jpg">



Po przejściu na drugą stronę rzeki można podziwiać piękną panoramę starego miasta (niem. Altstadt - stare miasto )


Na razie to tyle :)
CIEKAWOSTKA #2: W Szwajcarii można bez obaw pić wodę nie tylko z kranu, ale także z miejskich fontann (chyba, że przed fontanną jest tabliczka z zakazem). A szwajcarska kranówa jest dobra :)
Pozdro, tschüss, bis bald!
Kasiek :-)

środa, 5 listopada 2014

No to zaczynamy! :-)

Grüezi moi Kochani! :-)
Na obczyźnie jestem już od prawie dwóch tygodni, więc czas najwyższy zacząć pisanie bloga. Postanowiłam, że w tej edycji dziennika emigracyjnego będę pisać nieco więcej, ale pojawiać się będą też liczne foteczki :)
Zaczniemy może od samej podróży do Szwajcarii. Większość z Was była przekonana, że na miejsce dotrę samolotem. NIC BARDZIEJ MYLNEGO. Jak ktoś mnie zna, to wie ile rzeczy jest w moim posiadaniu (konkretnie dwa auta wypchane pod samiuśki dach (niem. der Dach - dach) w tym jedno to dostawczak). Przed wyjazdem zrobiłam ostrą selekcję i zabrałam ze sobą tylko najpotrzebniejsze rzeczy.

Na swoją obronę powiem, że będę tu do końca kwietnia, więc musiałam wziąć ubrania zimowe i wiosenne (bo mam przeczucie, że w kwietniu będzie tu gorąco i sandały jednak mi się przydadzą).
Auto (niem. das Auto - auto) przywiozło nas na miejsce po ok. 14 godzinach jazdy, a do celu prowadził nas Krzysztof Hołowczyc.

Na powyższej fotografii romantyczny wschód słońca na niemieckiej autostradzie (niem. die Autobahn - autostrada).
Krzysztof doprowadził nas na Hertensteinstrasse 16 w Ennetbaden (mile widziane paczki z jedzeniem - vielen dank!) i oto co tam zastaliśmy:

W tym domu znajdują się trzy mieszkania, a nasze zajmuje pierwsze i drugie piętro: na pierwszym mamy wspólny salon (gdzie koczowałam przez pierwszy tydzień emigracji), a drugie piętro to sypialnie (pierwsze okno z lewej - mein!).
Początkowo pogoda nie rozpieszczała, ale i tak mi się podobało:

Jak na razie to tyle. Później będzie więcej zdjęć i trochę opowieści o moim nowym miejscu zamieszkania.
CIEKAWOSTKA #1: W szwajcarskich mieszkaniach nie uświadczysz pralki - jest za to wspólna pralnia, w której znajduje się pralka i suszarka. Chcesz z nich skorzystać - wrzucasz monetę lub wkładasz naładowaną kartę magnetyczną.
Pozdro, tschüss, bis bald!
Kasiek :-)